piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 2

Wyszłam prędko za Michaelem, chłopak czekał na mnie oparty o wysoki mur i uśmiechał się pokazując swe białe zęby. Skłamałabym mówiąc, że chłopak nie jest ani trochę przystojny. Jego opadająca na czoło grzywka dodawała mu jeszcze dodatkowo uroku. Chłopak patrzał na mnie oczekując, aż się w końcu odezwę. Nie wiedziałam od czego mam zacząć, tym bardziej że nasze relacje nie należały do najlepszych. Był on zbyt pewny siebie i może przede wszystkim właśnie dlatego nie dogadywałam się z przyjacielem mojego chłopaka.
- Pewnie wiesz o czym chcę z Tobą porozmawiać. - Zaczęłam. - A raczej o kim.
- Domyślam się, że chodzi Ci o Nathana. Słyszałem, że zerwaliście i wyszło to tylko na jego korzyść, w końcu się od Ciebie uwolnił. Dobrze Ci radzę zapomnij o nim i przestań do niego wydzwaniać, bądźmy szczerzy, nie jesteś z jego ligi, nigdy do siebie nie pasowaliście. - Rzucił prosto z mostu to co o mnie myślał. Zabolały mnie jego słowa, ale.. jak to zerwaliśmy? Przecież Nathan nie powiedział, że już nie chce ze mną być, z resztą ostatnio w ogóle się do mnie nie odzywał, skurwysyn. Czyżby Michael miał rację? Może faktycznie Nathan nie chciał już dłużej ze mną być i właśnie dlatego nie odbierał ode mnie telefonów i nie kontaktował się ze mną? Ale z drugiej strony, czemu mi o tym po prostu nie powiedział? Czyżby się bał, że nie dam mu spokoju? Mylił się.
Wydawało mi się, że chłopak mnie kocha, ale jak widać byłam zaślepiona, by dostrzec że on wcale nie jest ze mną szczęśliwy, tak jak mi się wydawało.
- W sumie masz rację, powinnam dać sobie spokój z dupkiem, który nawet nie ma odwagi ze mną normalnie zerwać! - Wydarłam się na niego i skierowałam na boczną drogę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu by przetrawić na spokojnie to, co powiedział mi przed chwilą Michael. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a ja biegłam przed siebie. Potykałam się co chwile o własne nogi, wstawałam i biegłam dalej. Nagle zatrzymało się przede mną czarne volvo i wysiadło z niego dwóch mężczyzn ubrano na czarno. Nie byłam wstanie im się uważnie przyjrzeć ze względu na to, że było ciemno. Jeden z mężczyzn podszedł mnie od tyłu, a drugi zaś stanął koło mnie. Chciałam krzyczeć, ale ze strachu nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Facet, który stał za mną przełożył mnie przez ramię i zasłonił mi ręką twarz. Zaniósł mnie za jakiś budynek, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Było tu całkiem pusto i szanse, że mnie ktokolwiek usłyszy były zerowe.
- No to teraz się zabawimy, Catherine. - Wywarczał mi prosto do ucha po czym rzucił na ziemię. W moich oczach było można spostrzec jeszcze większe przerażenie niż było przed paroma sekundami, po tym jak usłyszałam swoje imię. To nie mógł być przypadek, mężczyzna mnie znał i zaplanował porwanie.. ale dlaczego i kim on był? Na to pytanie nie byłam w stanie odpowiedzieć.
Porywacz wyciągnął z kieszeni bluzy pistolet i przyłożył mi do skroni. Jęknęłam.
- Rozbierz się! - Zażądał, a do moich oczu znowu napłynęły łzy, byłam przerażona jak nigdy dotąd. - Nie mazgaj mi się tu, chcę Ci sprawić tylko przyjemność. Zapamiętasz tę chwilę to końca swego nędznego życia. - Na jego twarzy mogłam dostrzec uśmiech, złowrogi. - Słyszysz kurwa, rozbieraj się!. - Jego palec przesunął się na spust. Nie chciałam ryzykować życia, dlatego ściągnęłam sukienkę. Mężczyzna gapił się na mnie w ciszy przez dłuższy czas. Schował pistolet z powrotem do kieszeni, a mnie pociągnął do siebie zdzierając przy tym ze mnie bieliznę. Nie mogłam na niego już patrzeć, czułam obrzydzenie, wiedziałam co się zaraz wydarzy. Przechyliłam głowę do przodu kładąc ją na ramiona, spoczywające na zabrudzonym asfalcie.
Poczułam pieczenie i ból, przestępca pchał mnie, wchodził i wychodził ze mnie. Zrobiło mi się nie dobrze, przed oczami miałam mroczki i prawdopodobnie zasłabłam.

****

Siedziałam przywiązana do krzesła, rozejrzałam się dookoła. Byłam prawdopodobnie w garażu lub w jakiejś opuszczonej fabryce, czy cokolwiek to było. Po lewej stronie były starte, kartonowe pudła, natomiast po prawej.. była czerwona plama. Była to albo rozlana farba, albo co gorsza krew. Kręciłam się na wszystkie strony próbując rozluźnić sznury. Drzwi się otworzyły i rozpoznałam w nich mężczyznę, który niedawno mnie zgwałcił, a za nim wszedł jego kolega. Obaj do mnie podeszli, teraz byłam w stanie im się dobrze przyjrzeć. Obaj mieli kilkodniowy zarost i byli lekko umięśnieni, ale byli całkiem młodzi jak na bandziorów. Najwięcej mogli mieć z 25 lat. Gwałciciel miał czarne włosy i na jego ramieniu spostrzegłam tatuaż smoka. Jego kolega był blondynem i miał rozciętą wargę, widać że rana była świeża bo krew mu jeszcze leciała.
- Czego ode mnie chcecie? - Zapytałam.
- Dowiesz się w swoim czasie. - Odpowiedział mi brunet. Zgaduję, że on tu rozkłada karty.
- To znaczy kiedy? - Chciałam wiedzieć.
- To znaczy w swoim czasie, czego Ty nie rozumiesz? Może jutro, może za trzy dni albo za tydzień. Trochę spędzisz z nami czasu, a Kendall uprzyjemni Ci ten czas. - Puścił oczko do kolegi, zapewne właśnie Kendalla. - Jest Twoja, wiesz co masz z nią zrobić. - Zwrócił się do niego i wyszedł.
Chłopak uwolnił mnie ze sznurów, a kiedy chciałam wstać by rozprostować moje obolałe ciało ten przywalił mi z pięści w twarz. Automatycznie chwyciłam się ręką za policzek, mój nieprzyjaciel powalił mnie na ziemię i skopał po brzuchu. Z mojej buzi rozlała się krew..

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 1

Siedziałam na kanapie próbując dodzwonić się do Nathana, jednakże na marne. Żałowałam, że nie byłam ostatnim razem uparta i pozwoliłam mu tak po prostu odejść. Nagrałam mu się kilka razy na pocztę głosową, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi z jego strony. Miałam różne myśli w głowie i wiele pytań. Co mu się stało? Kto go tak pobił i dlaczego? Dlaczego mnie tak ignoruje i nie chce ze mną porozmawiać? Zawsze przecież gadaliśmy o wszystkim, razem przechodziliśmy przez te trudne chwile, byliśmy na dobre i na złe. Rzadko się kłóciliśmy, ale nawet jeżeli to o jakąś głupotę, staraliśmy się dojść do porozumienia i za chwilę wszystko znowu było w porządku. Kocham swojego chłopaka i wiem, że on czuje do mnie to samo... chyba, że jednak nie? Nie, to nie jest możliwe, on na pewno mnie kocha, nie raz mi to przecież udowodnił i pokazał. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, ze jest inaczej?
- Głupia. - Skarciłam się w myślach.

***

Umówiłam się z Annie i Markiem, moimi przyjaciółmi, że spotkamy się w restauracji "Wesołe Koniki”. Organizowano tam dzisiaj dobrą zabawę, a właśnie tego mi teraz było najbardziej potrzeba, bym mogła chociaż na chwilę się oderwać i zapomnieć o chłopaku, który już to ewidentnie zrobił.
Założyłam na siebie czerwoną sukienkę, w której dawno się nie pokazywałam i do tego czarne obcasy. Przejechałam kredką po oczach i pomalowałam usta błyszczykiem. Zrobiłam dzióbek przeglądając się w lustrze i uznałam, że mogę już wychodzić.

Kiedy przyszłam na miejsce, moi znajomi czekali już na mnie w środku. Próbowałam wypatrzeć któregoś w tłumie tańczących. Nie sądziłam, że zjawi się aż tyle osób, tym bardziej, że lokal nie jest zbyt znany i przychodzą do niego nieliczne osoby, a mimo tego był teraz pełny.
Spostrzegłam Marka i Anne przy barze, uściskałam ich i zamówiłam dla siebie whiskey. Zwykle piję tylko piwo albo drinki, ale dzisiaj miałam ochotę na coś mocniejszego.
Impreza się rozkręcała coraz bardziej i z minutę na minutę pojawiało się jeszcze więcej osób.
- Mark, chodź zatańczyć! - Chwyciłam przyjaciela za rękę i poprowadziłam go na środek parkietu za nim zdążyłby się sprzeciwić. 
Stawiałam odważne ruchy, wymachiwałam rękoma na prawo i lewo w rytm piosenki. Muzyka bębniła mi w uszach, wczułam się nią. Tańczyłam jak zahipnotyzowana. Po chwili dołączyła do nas Anne i szaleliśmy we trójkę.
Koleżanka skakała i piszczała jak wariatka, prawie udało jej się zagłuszyć muzykę, na szczęście wszyscy za dobrze się bawili by zwrócić na nas uwagę.
Kiedy usłyszałam piosenkę Ariany Grande 'Problem', zaczęłam do niej śpiewać.
- No,no.. nie sądziłem, że potrafisz tak pięknie śpiewać. - Skomplementował mnie Mark, a ja nadal śpiewałam. Znałam tą piosenkę na pamięć, z resztą tak samo jak resztę mojej ulubionej wokalistki, którą była Ariana.
Zmęczeni poszliśmy do baru na drinki. 
Wśród bawiących się spostrzegłam wysokiego, chudego szatyna. Był to Michael, kumpel Nathana. Pomyślałam, że skoro on tu jest to pewnie mój chłopak wpadł razem z nim, jednak się myliłam, nigdzie go nie znalazłam. Stwierdziłam, że muszę dowiedzieć się od niego o co chodzi z Nathanem, on na pewno wiedział cokolwiek o nim.
- Michael! - Zawołałam zmierzając w jego kierunku. - Michael, poczekaj! To ważne! - Szatyn spojrzał na mnie i kiedy już byłam prawie przy nim, ten się odwrócił i skierował do wyjścia. 

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Prolog

Być może wydaje nam się, że znamy doskonale osobę, która jest dla nas najważniejsza, wiemy o niej wszystko, można rzec, że znamy ją na wylot i mamy do niej pełne zaufanie, jednakże nie zawsze tak jest i możemy się później nią rozczarować. Właśnie tak było z Catherine, która była ze swoim chłopakiem Nathanem już dwa lata. Była przekonana, że nie ma on przed nią żadnych tajemnic, że wszystko o nim wie i w każdej chwili może na niego liczyć mimo dzielącej ich odległości. Jak się później okazało, wcale nie znała swojego ukochanego tak dobrze, okazał się być zupełnie inną osobą.

Pewnego dnia dziewczyna chcąc zrobić swojemu ukochanemu niespodziankę pojechała do niego, w końcu długo się nie widzieli i była przekonana, że chłopak ucieszy się na jej widok, jednakże Nathan`a nie było w domu. Kiedy w końcu się pojawił, zauważyła, że chłopak próbuje nieudolnie zakryć czarną chustą złamany nos i posiniaczone oczy. Dziewczyna przeraziła się jego widokiem i kiedy do niego podbiegła by go przytulić i dowiedzieć się co się stało i gdzie był, ten ją odepchnął. Nie spodziewała się, że chłopak potraktuje ją w taki sposób, poczuła się przez niego zraniona i odrzucona a jednocześnie przerażona. Nathan wyciągnął klucze z tylnej kieszeni spodni, przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do domu zupełnie ignorując swoją dziewczynę.


I tu zaczyna się wielka tajemnica... Catherine nie zdaje sobie nawet sprawy z tego co ją czeka.